Na skraju lasu domek stał drewniany i pochlony,
a w nim zamieszkał stary drwal, co ludzką krzywdę znał.
Miał on córeczkę róży kwiat, co osiem latek miała,
dla niej pracował, dla niej żył w niej widział cały świat.
Ref. Bożeno, Tyś moje dziecie, Bożeno jam starzec już.
Ta bieda, która mnie wiedzie, na starca rzuciła los.
A gdy 16 miała lat rzuciła ojca swego,
rzuciła swój rodzinny dom, gdzie matka żyła jej.
Teraz na balu bawi się i hula noce całe,
a w domu ojciec został sam, pomocy nie miał on.
W tresową, jasną noc jechałem samochodem,
gdy szofer chciał jej podać koc, w tym starzec zjawił się.
Rzuciła ojcu groszy pięć i z Bogiem iść kazała,
ja nie mom czasu, późno jest, bo zaraz będzie bal.